czwartek, 30 lipca 2015

Blog

Cześć!
Być może ktoś czeka na następny rozdział. Muszę was rozczaczarować, ponieważ zawieszam bloga. Nie mam pomysłu jak pociągnąć opowiadanie dalej. Natomiast gdy byłam w szpitalu i nie miałam co robić. Wpadł mi do głowy pomysł na nowego bloga, również z bohaterami z Słodkiego Flirtu. Jeśli macie ochotę przeczytać, napiszcie komentarz, to na pewno gdy go założe napiszę wam tu link.

Udanych Wakacji!


wtorek, 19 maja 2015

Rozdział 14

Dziewczyna obudziła się w niezbyt dobrym humorze. Skierowała się w stronę łazienki. Odświeżyła się, pomalowała i ubrała się w pomarańczowe buty firmy nike, czarne dresy i zwykłą koszulkę z nadrukiem. Po chwili opuściła pomieszczenie i skierowała się w kierunku sali tronowej. Była zaprojektowana na przyjęcie setek gości, którzy powoli się gromadzili. Kolumny podtrzymywały krzyżowe sklepienie. Tron, z aksamitnym obiciem, górował nad w  wszystkim na podwyższeniu. Dziewczyna wspięła się na te kilka schodków i pogładziła bladymi palcami materiał. Przypomniała sobie dzieciństwo, dziadek pozwalał jej i Marcelowi bawić się w króla i królową. Skrzywiła się na tę myśl. Za bardzo ją to bolało.
- Jak ty wyglądasz? Dziecko, miałaś założyć gorset! Jak można założyć taką sukienkę? Myślałam, iż odziedziczyłaś po mnie gust.- warknęła matka.
- Będę ubierać tak jak mi się podoba. - białowłosa przybrała na twarz moją maskę obojętności.
- Trzymaj, zawsze muszę o wszystkim ci przypominać. - odparła wręczając Patricii do ręki diadem.
Matka odeszła. Dziewczyna wpięła diadem w włosy i zajęła swoje miejsce przy ogromnym, podłużnym stole, mieszczącym wiele osób. Zajmuje prawe krzesło, obok gospodarza. Na przeciwko siedziała jej rodzicielka. Po mniej więcej piętnastu minutach, ceremonia się zaczęła.
- Zebraliśmy się tutaj, aby ogłosić nowego władcę. - powiedział donośnym głosem  jeden z facetów stojących na podeście.

Znudzona białowłosa postanowiła wymknąć się z pomieszczenia. Przecisnęła się niezauważona przez tłum ludzi. Przed ogromnymi wejściowymi drzwiami, zdjęła kolię z głowy i schowała ją za komodą, aby matka nie miała pretensji, iż zgubiła ją. Położyła rękę na klamce i odwróciła, się aby upewnić się, że nikt jej nie obserwuje. Na jej szczęście nic takiego nie miało miejsca. Z ulgą otworzyła mosiężne drzwi. Przebiegła przez ogromne alejki i zaczęła się kierować w stronę ruin zamku. Zaczęła rozgrzewkę przed biegiem. Kończyła już przysiady, gdy poczuła czyjąś dłoń na jej ramieniu. Zaraz potem usłyszała znajomy głos.
- Nie spodziewałem się ciebie tutaj. - powiedział. 
- Wystraszyłeś mnie - odpowiedziała Patricia.
Jak zaczarowana zaczęła wpatrywać się w jego twarz. Był niesamowicie przystojny, białe włosy okalały jego twarz obdarzoną łagodnymi rysami, dziewczyna niemal tonęła w jego pięknych, hipnotyzujących oczach. Stali tak w ciszy przyglądając się sobie. Po chwili jednak chłopak przerwał ciszę.
- Chciałem ci to powiedzieć wcześniej, ale nie wiedziałem jak... Patricio, odkąd cię poznałem szaleję za tobą. I  tak, kocham cię. - powiedział z entuzjazmem.
Dziewczyna nie zdążyła nic powiedzieć, gdyż chłopak zaczął się zbliżać do jej twarzy, nie protestowała. Ich usta dzieliły milimetry. Zamknęła oczy. Chwilę potem poczuła wargi białowłosego na swoich.



Tak, rozdział jest krótki ale to jego część. Reszta ukaże się tak jak zwykle w niedzielę. Mam nadzieję, iż wam się spodoba.


niedziela, 17 maja 2015

Przykro mi :/

Przepraszam, ale nie miałam czasu napisać rozdział. Uczyłam się języka flamandzkiego, który ostatnio zaniedbywałam. Zrozumcie mnie, ja muszę umieć niderlandzki, flamandzki, polski i trochę niemieckiego już nie mówiąc o francuskim, którym również w Belgii ludzie się posługują, a w Polsce uczycie się angielskiego, niemieckiego i polskiego. Dzisiaj natomiast miałam... pewną uroczystość, a na wieczór wybrałam się z przyjaciółmi na koncert, niezbyt znanego zespołu. Mam nadzieję, iż mi wybaczycie.







sobota, 9 maja 2015

Rozdział?

Tak wiem rozdział powinien być. Przepraszam, iż was po raz kolejny rozczaruję. Przez ostatnie dni nie miałam czasu. Spłynęła na mnie ogromna ilość problemów. Były dni w których uroniłam tysiące łez. Straciłam przyjaciół. Jak? Sama nie wiem. " Widzimy się raz w roku, a czasem nawet i wcale. " - pod takim pretekstem zniszczyli naszą więź, a przecież byli to moi przyjaciele od dzieciństwa. Ale czemu tak rzadko ich odwiedzam? Otóż nie mieszkam w Polsce, mieszkam w Belgii w Antwerpii. Jeszcze muszę wam coś wyjaśnić. Rozdział, który ostatnio dodałam, ustawiłam na automatyczną publikację, gdyż w Niedzielę szykowałam się na koncert Thirty Seconds To Mars, który miał miejsce w Polsce. Koncert był świetny, uwolniłam się od moich myśli. Pamiętam tylko urywki z koncertu, gdyż całkowicie pochłonęły mną emocje. Po skończonym koncercie miałam nadzieję na lepsze jutro. Może zabrzmi to głupio ale czułam się jak po dużej dawce narkotyków. Byłam szczęśliwa. Na następny dzień musiałam wracać do Antwerpii. Szczerze brałam się kilka razy za rozdział, ale kiedy tylko zasiadałam, aby coś napisać cała moja wena uciekała. Postanowiłam dać sobie spokój na dzień czy dwa. Ale nic nie mogłam wymyśleć. Moje myśli zaczęły wędrować wokół brązowej piękności umieszczonej w futerale. Bez namysłu wyciągnęłam ją i wybiegłam do mojego ulubionego miejsca w parku, nad stawem. Zamiast rozdziału, można by rzec, iż napisałam piosenkę. Przynajmniej jej część. Znowu poleciały łzy. Gdybyście znaleźli się w takiej sytuacji jak ja, czy ktoś w Polsce zareagowałby na to? Ja nie mogę tego stwierdzić, ani sugerować się stereotypami. W Belgii dużo osób podchodziło i pytało się czy nic mi nie jest. Może to dla niektórych dziwne, ale ja się nawet cieszyłam, iż są ludzie na świecie, które... Nie wiem jak to ująć. Nie chcą patrzeć na smutek bliźniemu, i próbują pomóc? Tak poznałam dwójkę osób. Floor i Tobias'a. Zaprzyjaźnilimy się. Tak właśnie minął mi ten tydzień. Nie wiem czemu napisał tego posta, chciałam się tylko usprawiedliwić. Gdybym mogła już dawno bym go napisała. Mam nadzieję, że mi wybaczycie.

niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 13

Nie zwracam uwagi na deszcz - pewnie dlatego, że jest odpowiedni do okoliczności. Spada szybko całymi płachtami, zasłoną utkaną ze srebrzystych nici, na miękką, skoszoną trawę. Mimo to stoję przy trumnie bez ruchu. Moja matka pochyla się, abyśmy pośród dudniącego deszczu mogli usłyszeć jej słowa.
- Musimy już iść.
Ksiądz już dawno podszedł. Nie potrafię powiedzieć, jak długo tkwimy przy niewielkim pagórku ziemi, gdzie złożono mojego dziadka. Stoję osłonięta parasolem Lysandra, w małym świecie pełnym milczenia i troski. Alice - przyjaciółka ojca, gestem daje znać, żebyśmy szły.
- Chodźcie. Wrócicie, jak będzie świecić słońce, i położycie mu świeże kwiaty na grobie.
Moje nogi nie chcą iść, nie chcą mnie zabrać od dziadka, który leży zimny i martwy w grobie.
- Zaraz do was dojdę. - odezwałam się.
Muszę krzyczeć, żeby mnie usłyszeli, a ona powoli kiwa głową, odwraca się i idzie dalej ścieżką w stronę naszej posiadłości. Lysander trzyma moją schowaną w rękawiczce dłoń i czuję falę uspokojenia, kiedy jego silne palce zaciskają się wokół moich. Przysuwa się bliżej, aby dać się usłyszeć poprzez szum kropel.
- Zostanę tu z tobą tak długo, jak zechcesz, Patricia.
Mogę tylko przytaknąć, patrząc, jak po sterczącej w ziemi pionowej płycie nagrobnej spływają łzy deszczu, i odczytując wyryte w granicie:

Vincent Peter Night
Pokój jego duszy
19 stycznia 1950 - 5 maja 2015
 ***
 Nie ciepło kominka w salonie sprawia, iż siedzę na dole jeszcze długo po tym, jak reszta domowników idzie spać. W moim pokoju też jest mały kominek, tak jak w większości pokojów w naszym domu. Ja jednak siedzę w ciemniejącym salonie, oświetlanym tylko blaskiem dogasającego ognia, ponieważ nie mam odwagi wejść na górę. Mimo, że nie żyje dopiero od kilku dni, znalazłam w tym czasie wiele zajęć. Trzeba było pocieszyć parę osób, chociaż rodzice sami przygotowali wszystko do pogrzebu, wypadało też, żebym pomogła opanować sytuację. To właśnie wciąż sobie powtarzam. Ale teraz, kiedy moim jedynym towarzyszem w pustym salonie jest tykający zegar na komodzie, zdaję sobie sprawę, że przez cały czas unikałam bliższych kontaktów z kimkolwiek. Nawet nie wiem kiedy dałam sobie spokój moim bezsensownym rozważaniom. Szybko wstaję, zanim stracę odwagę, i skupiam się na tym, żeby stawiać jeden krok za drugim. Kiedy mijam pokój gościnny, moje oczy wypatrują drzwi na końcu korytarza. Cicho zapukałam, po czym weszłam. Był to tymczasowy pokój, przygotowany przez służbę dla Lysa. 
- Cześć. Przyszłaś po coś? - zapytał.
- Nie. - odpowiadam kręcąc przecząco głową.
- Jest coś co mógłbym dla ciebie zrobić?
- Nie. Myślę, że po prostu trzeba czasu, żeby przywyknąć do jego nieobecności. - Staram się być silna, ale łzy płyną mi po policzkach.
- Patricia. - Lysander złapał mnie za ręce. - Wiem, jak ważny był dla ciebie. Wiem, iż już nie jest, jak było, ale jestem tu, gdybyś czegoś potrzebowała. Czegokolwiek.
Znajoma fala gorąca wypływa z brzucha i dociera do wszystkich zakątków mojego ciała. Ale ta chwila nie mogła trwać wiecznie, gdyż do pokoju wpadła jedna ze służbek.
- Przepraszam, iż przeszkadzam, ale pani matka każe o natychmiastowe przyjście do niej. - powiadamia mnie.
- Katherino, już idę. - odpowiadam.
- Pójdziesz ze mną? - pytam gdy kobieta wyszła.
Przytakuje, a olśniewający uśmiech rozjaśnia mu twarz. Dochodzimy do pokoju rodziców, utrzymanego w jasnych barwach. Jest to dosyć duży pokój. Na przeciw drzwi jest wielkie łóżko z drewnianymi ramami, na łóżku leży pościel koloru kremowego. Po obu stronach są małe, szafki nocne wykonane z jasnego drewna. Nad łożem jest duży obraz w kolorach czarno-białym. Na prawej stronie została umieszczona duża, biała, drewniana szafa z złotymi klamkami. Natomiast z drugiej strony są 4
fotele z kubicznymi kształtami, z szeroko wyprofilowanymi siedzeniami. 
- Jestem matko. - witam się.
- Usiądźcie - mówi próbując dokładnie nas przejrzeć.
- Nie okazuj żadnych emocji, jasne? - szeptam do Lysa.
 - Ale dlaczego? - pyta.
- Po prostu to zrób. 
- O czym tak szepczecie? - pyta moja matka.
- O niczym godnego uwagi. - odpowiadam. - Mam nadzieję, że nie przeszkadza ci obecność Lysandra podczas naszej rozmowy.
- Nie. Ściągnęłam ciebie tu, gdyż jak już dobrze wiesz, jutro jest koronacja twojego ojca i moja także. Ale nie w tym problem. Chodzi mi o jego stan zdrowia. Niestety nie jest okazem zdrowia, gdyż jest chory na AIDS.
- Skąd? - pytam zachowując obojętny wyraz twarzy.
- Pamiętasz jak wyjechaliśmy w góry? - przytakuję - Postanowiliśmy się trochę powspinać, lecz Thomas rozciął sobie rękę przez wystającą skałę. Z pomocą przyszedł pewien człowiek, z poranionymi rękami. Nieświadomie zaraził Thomasa gdy pomieszał swoją krew z nim. 
- Ale jesteś pewna, że tato cię nie zdradzał? - pytam.
- Tak, ten sam człowiek po kilku dniach polecił, aby ojciec się przebadał, bo mógł go zarazić. 
- No dobrze, ale co w związku z tym?
- Może umrzeć w każdej chwili, obawiamy się, iż nawet za kilka miesięcy. Ja niestety nie będę mogła objąć tronu po nim, ponieważ nie potrafię zarządzać państwem. 
- To ja mam umieć? 
- Patricia, słuchaj. Gdy miałaś 17 lat pomagałaś dziadkowi w papierkowych robotach, on cie bardzo chwalił, mówił, iż będziesz w tym dobra...
- A Kastiel? - przerywam jej.
- Kastiel nie jest na tyle rozsądny, aby tym się zająć. Musisz też wiedzieć, iż musisz zawrzeć związek małżeński.
- Z kim? - pytam zszokowana.
- To już twój wybór. My tylko osądzimy czy jest tego wart. Skończyłam już to co miałam ci powiedzieć, możecie udać się już do pokojów.

niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział 12


Dziewczyna przebywała w szpitalu od dłuższego czasu. Lysander troskliwie się nią opiekował, natomiast Kastiel coraz częściej znikał. Ku zdziwieniu Patricii czasem odwiedzała ją również Amber. Ale nie ta Amber, którą znała. Zmieniła się na lepsze. Szczerze mówiąc nawet się zaprzyjaźniły. Patricia powoli uczyła się codziennych czynności. Chodzenie, które na początku sprawiało jej dużo trudności teraz nie było żadnego problemu. Podobnie z mową.
Po trzech miesiącach nie miała zbyt dużych utrudnień. Wszystko dzięki jej przyjaciołom, którzy nie zostawili jej na lodzie. Patricia była szczęśliwa, gdyż Kastiel i Amber bardzo się polubili, można by rzec, iż nawet zbliżyli się do siebie. Cieszyła się również, ponieważ już niedługo zostaje ciocią. Ale jedna sprawa ciągle zaprzątała jej głowę. Mianowicie chodziło o Lysandra. Im więcej czasu spędzali razem, tym bardziej go lubiła. Nie mieli przed sobą sekretów. Gdy potrzebowała pomocy lub dobrej rady, zawsze mogła na niego liczyć. Tak, miała również innych przyjaciół, ale są pewne rzeczy, które nawet znajomym się boi powiedzieć. Ale z Lysem jest inaczej. To, co czuła ją przerażało. Nigdy nie zależało jej na... na nikim. No, oczywiście na rodzinie, na Kentinie, Alanie, Veronice czy na innych przyjaciołach, ale... to nie było prawdziwe uczucie. Z Lysandrem było inaczej.To było dziwne. Gdy go widziała, gdy nawet słyszała jego głos, jej serce zaczynało skakać, czuła uścisk w brzuchu. Przeraziła się. Amber tłumaczyła dziewczynie, że to co czuję to są objawy zakochania się. Białowłosa nie chciała psuć swojej relacji z Lysandrem. Jej rozmyślania dobiegły końca, gdy musiała przygotować się do szkoły.  Wybrała z garderoby czarną koszulkę, najzwyklejsze czarne yeansy, zieloną cienką kurtkę i czarne małe kolczyki. Szybko się odświeżyła i przebrała. Spakowała się i już była gotowa. Dziewczyna nie spostrzegła siedzącego na jej łóżku Lysandra.- Siedzę tu już od dłuższego czasu a ty nawet mnie nie zauważyłaś. - zagadał.- Cześć. - powiedziała siadając obok chłopaka, po czym westchnęła. - Daj mi spokój, nie jestem w humorze.- Przez szkołę, nie?- Nie tylko... Lys, co ty chcesz zrobić? - zapytała patrząc na na jego podejrzany uśmiech.- Lys... Przestań... Hahah... Dość... - Białowłosy zaczął łaskotać dziewczynę, dopóki do pokoju nie wszedł Kastiel.- Śniadanie już... Co wy robicie? Żeby mi się to więcej nie powtórzyło. - powiedział wymachując palcem i wyszedł.- Nie chce mi się iść do szkoły. - powiedziała leniwie przeciągając się.- Przecież nie musisz - spojrzał na mnie rozbawionym wzrokiem.- Nie... Nie zrobisz tego... - mówiła powoli się cofając. Niestety powstrzymała ją w tym ściana i uścisk Lysandra.- A czemu nie? - zapytał biorąc dziewczynę na ręce.Dziewczyna choć z oporem zeszła na dół w ramionach Lysandra, gdzie czekało na nią śniadanie. Jadła co trochę żartując z Lysandrem. Po skończonym posiłku założyła swoje ulubione glany i wyszła do szkoły. Razem z Amber i Kastielem poszli do sali do języka angielskiego.- Czego nie ma naszego królisia? - zapytał Kastiel.- Ma kilka spraw do załatwienia. - odparłam.- Ty zawsze wiesz gdzie on jest, tam gdzie ty jesteś, tam on jest. - powiedział czerwonowłosy obrażonym tonem. - A o mnie to już zapomniałaś?- Nie chciałam wam przeszkadzać. - Białowłosa spojrzała znacząco na parę.- Pff.- No dobra zmieńmy już temat - powiedziała czerwona na całej twarzy Amber.W tej samej chwili wszyscy weszliśmy do klasy. Dziewczyna nie interesowała się lekcją, oglądała przez okno mecz. W pewnym momencie zdenerwowany nauczyciel już nie wytrzymał i zwrócił jej uwagę.- A może by tak panienka wyjęła podręcznik i zaczęła uważać?- Może, a może jednak nie. - odparła po angielsku.- Nie popisuj się tak. Do tablicy, przetłumacz te zdania.Patricia bez problemu wszystko przetłumaczyła, a na dodatek parę razy poprawiała nauczyciela.- Tym razem ci się upiekło. Wiem o żałobie w twojej rodzinie i bardzo ci współczuję ale zajmij się lekcją.Szybko wróciła na miejsce i zaczęła myśleć nad tym co powiedział jej nauczyciel. Żałoba. Może chodziło mu o Marcela? Ale to było rok temu. Przecież Kastiel by mi powiedział. Patricia zadręczała się takimi myślami na reszcie lekcji. Po szkole zaplanowała zrobić zakupy na kolację. Od razu weszła do byle jakiego spożywczego i zabrała się za szukanie potrzebnych jej produktów. Stała przy kasie, gdy zobaczyła gazetkę z dosyć ciekawym nagłówkiem. Dorzuciła ją do zakupów i zapłaciła. Po powrocie do domu postanowiła zajrzeć do gazety, która zakupiła. W sklepie nie zdążyła dobrze jej przeczytać. ,, Śmierć Vincent'ego Peter'a Night - byłego króla Anglii." - tak głosiła pierwsza strona. ,, 5 maja zmarł król Anglii. Członkowie rodziny królewskiej zachowują się jakby nigdy nic się nie wydarzyło, (...) - tak donoszą nasze źródła. Pozostaje pytanie: kto obejmie władzę? Mogłoby się wydawać, iż nie ma problemu, lecz potomek zmarłego króla nie jest okazem zdrowia. (...) "Dziewczyna nie dokończyła czytać artykułu. Zmarł jej najbliższy dziadek. Zawsze miał dla niej czas pomimo swoich obowiązków. Często wysłuchiwał jej narzekań na byle co.  Zezłoszczona szybko wyjęła dwie, małe podróżne torby i spakowała parę spodni, bluz i coś na drogę. Już miała wychodzić, gdy przeszkodzili jej w tym przyjaciele.- Co ty robisz? -  zapytał zdenerwowany w Kastiel.- Wyjeżdżam,  nie widać? - odparła wściekłe.- Dlaczego? - zapytał stojący  z boku Armin.- Wiedziałeś o wszystkim,  na pewno wiedziałeś -  powiedziała rzucając  mu gazetę.Wyszła przez drzwi  wejściowe,  lecz na zewnątrz poczuła  jak ktoś łapie ją za dłoń. Tym kimś okazał się Lysander.- Jadę  z Tobą.  -  powiedział.- Nie.- Nie zostawię  cię samej.- Nie.- I tak pojadę.- Ale ty jesteś  uparty.Po godzinie dotarli na lotnisko. Kupili bilety i weszli do samolotu. Nie było w nim zbyt wielu osób.  Zaledwie 7-8 osób. Zajęli wyznaczone miejsca i zaczęli rozmawiać, lecz po niespełna dziesięciu minutach podeszła do nich dziewczynka.- Lysiu! Wiesz jak za Tobą tęskniłam ?! - krzyczała  rzucając się na szyję Lysander.- Nina, co ty tutaj robisz? - odparł zdziwiony.- Widziałam jak wsiadasz tutaj więc też to zrobiłam.  A więc gdzie lecimy? -  gadają przejęta Nina.- Ona jest nienormalna.  -  powiedziała białowłosa.- Zamknij się! - krzyczała blondynka.Zdenerwowana Patricia założyła słuchawki włączyła piosenki zespołu Metallica. Po mniej więcej  pół godzinie Lysander zaczął szturchać ją w żebra.- Co chcesz?- Załóżmy,  że BARDZO lubię  pewną dziewczynę. Chciałem się  ciebie zapytać, jak poznać, iż na prawdę się w niej zakochałem?Patricie zamurowało. Tym sposobem konkretnie przekazał, iż podoba mu się Nina.









niedziela, 19 kwietnia 2015

Dzisiaj rozdziału nie będzie.

Jak widać po tytule rozdziału nie będzie.
Trochę napisałam, ale przeszkodziły mnie pewne sprawy.
Mam problemy z nauką, wszyscy którzy mają nie za dobre oceny z matematyki, łączmy się.
A do tego, aby nie było mało doszedł konflikt z moją byłą najlepszą przyjaciółką.
Myślę, że rozdział pojawi się za tydzień.



niedziela, 12 kwietnia 2015

Rozdział 11

-Patricia. Posłuchaj. Muszę ci coś powiedzieć, bo dłużej nie wytrzymam tego, co mnie od środka wyniszcza… – szepnął prawie niedosłyszalnie.
- Co…? Co ty wygadujesz!? – spytałam ze zdziwieniem.

- Chyba oszalałem, że to mówię, ale… no muszę… bo ja… naprawdę… Lubię cię.

Nic nie powiedziałam, bo gdybym miała coś odpowiedzieć na pewno byłby to głośny histeryczny śmiech.

-…nawet bardzo – dodał chłopak i oparłszy głowę o poduszkę, natychmiastowo zasnął.

Nie wiem dlaczego i po co, lecz zaczęłam uważnie wpatrywać się w jego uśpioną twarz.
Prawdopodobnie stałam się dla niego bliska…

Nagle wszystko się rozmyło. Sceneria się zmieniła. Zamiast widoku poobijanego Lysandra w łóżku szpitalnym siedziałam teraz na łące. Właściwie bujałam się na huśtawce zawieszonej na kwiecie wiśni. Nieopodal zbliżała się do mnie znajoma sylwetka. Gdy była na wyciągnięcie ręki znikła cicho szepcząc.
- Nie zamartwiaj się o mnie. Korzystaj z życia tak jak planowaliśmy razem, bowiem masz jeszcze na tym świecie ludzi, którzy obchodzą cię bardziej niż myślisz.
 

***
 
- To przez ciebie ona tutaj leży! - krzyknął.
- Ja wiem. Powinienem zahamować. - powiedział Kastiel ze skruchą. - Myślę, że powinieneś już pójść. Siedzisz tu od rana do wieczora. Na pewno jesteś zmęczony.
- Wydaje ci się.
- Człowieku spójrz na siebie! Wyglądasz jak trup! Kiedy ostatnio coś jadłeś, a może czy ty wogóle coś jadłeś!? - krzyczał zdenerwowany nie zważając na innych pacjentów.
Oboje wyszliśmy na korytarz.
- Nie twoja sprawa. Ona może się już nie obudzić! Nie mam czasu myślę o jedzeniu! - odparł ze złością.
- Jesteś nie normalny. Też się o nią martwię. Nie wiesz jak to jest, gdy przez ciebie twoja siostra może zginąć. - powiedziałem starannie ukrywając smutek.
Przez drzwi szybko wybiegła pielęgniarka, która lekko potrąciła Kastiela. - Kur...
- Opanuj się, przecież nic ci się
nie stało -  powiedział Lys.
Następnie do sali wszedł lekarz opiekujący się Patricią. Zaniepokojeni weszliśmy do sali.
- Doktorze, pacjentka się już wybudziła. - lekarz skinął głową, po czym skierował się do Kastiela.
- Wybudzony uczy się rozpoznawać smaki, zapachy, trzymać głowę, zmieniać pozycję z jednego boku na drugi, myć, ubierać, siadać, wstawać, korzystać z toalety. Wszystko jest dla niego nowe, nieznane. - na chwilę przerwał  aby Kas mógł sobie wszystko przetrawić. - Większość osób po śpiączce zapomina o przeszłości lecz są takie osoby, które pamiętają. Jeśli była uzdolniona, umiejętność w której się specjalizowała może zginąć. Ćwiczenia pomogą jej odzyskać. Nie powinna się przemęczać, żadnych sportów oprócz ćwiczeń które zalecę.
- Jak bardzo duże jest ryzyko utraty pamięci? - zapytał Lysander
- Śpiączka zależy urazu. Uraz naszej pacjentki był poważny, jak sami widzieliście. Utrata pamięci też jest czynnikiem urazu. Jak mówiłem ryzyko jest bardzo duże. - odparł doktor. - Może porozmawiamy w gabinecie, dobrze? - Kastiel zgodził się.
Załamany białowłosy usiadł na taborecie obok łóżka dziewczyny. Patricia ciągle patrzyła w sufit. Złapał ją za dłoń. Nic. Siedział przy niej w ciszy, dopóki się lekko nie poruszyła.
- Pamiętasz mnie?  Pamiętasz nasze spacery? Naszą bitwe na śnieżki? - Lysander zaciekle próbował. Oczy mu się zaszkliły. - Ja tego nigdy nie zapomnę. Nie zapomnę tych cudownych chwil spędzonych razem...
- Proszę Pana, powinien Pan już iść. Pani Patricia potrzebuje odpoczynku. - przerwała mu pielęgniarka, po czym wyszła.
- Ja muszę już iść.
Zrozpaczony chłopak złożył delikatny pocałunek na policzku dziewczyny. Iskierka nadziei powoli gasła w jego sercu. Wstawał już z krzesła gdy poczuł lekki uścisk białowłosej na jego nadgarstku.
- Pamiętam wszystko -  Mówiła powoli. Wyglądało tak, jakby wypowiedzenie każdego słowa kosztowało ją dużo pracy.

niedziela, 5 kwietnia 2015

Rozdział 10

Obudziłam się dosyć wcześnie. Poszłam pod prysznic, a następnie ubrałam się i pomalowałam. Rozmyślałam nad naszym ostatnim balem. Może Lys na prawdę nie chciał tego powiedzieć. Z jednej strony jest zła na niego ale z drugiej chciałabym być blisko niego. Mam wrażenie jakbym chciała mu się podobać. Niee, przecież ja sobie tylko to wmawiam. Nie wiadomo jakim sposobem od paru miesięcy od kiedy chodzę do Słodkiego Amorisu, gdy go widziałam moje serce po raz pierwszy w życiu mocniej zabiło. Lecz przy nim nie pokazywałam, że traktuje go inaczej niż przedtem. Często starałam się o nim nie myśleć. Ale często bywało tak, że mimo moich starań wszystko wychodziło na opak. Przecież i tak na pewno nie przeszło by mu przez głowę pomysł chodzenia z kimś takim jak ja. Z głupią, uciążliwą, leniwą jędzą. Ale...  nie, ostatnio często miewam takie myśli. Pamiętam wczorajszy wieczór. Razem z Lysandrem, Veronicą i Mariolką poszliśmy na pobliskie lodowisko. Umiem dobrze biegać, jeździć konno, uprawiać parkour, potrafię uprawiać snowboard, jeździć na nartach, na rolkach również, całkiem dobrze pływam, ale jazdy na łyżwach nie potrafię. Tym bardziej przerażał mnie zakład Kastiela i Veronici. Założyli się, iż zejdę już po pięciu minutach. Wszyscy razem weszliśmy na lód. Najpierw jeździłam trzymając się bandany. Jednak za niedługo Kastiel i Lysander wyciągnęli mnie na środek. Mieli już mnie zostawić, gdy złapałam Lysandra za rękę.
- Nie zostawiaj mnie. - powiedziałam smutnym tonem.
- Nigdy cię nie zostawię. - Mimowolnie się uśmiechnęłam.
Jeździliśmy razem trzymając się za ręce. Ani ja ani on najwidoczniej nie chcieliśmy puścić. Dałabym wszystko, aby ta chwila się nigdy nie skończyła. Kas i Ver nie zwracali już na nas uwagi, oboje gonili się po lodowisko zabierając sobie nawzajem czapki.
- Ok. Myślę, że sobie już poradzisz. Musisz złapać równowagę...
- Ale złap mnie jeśli się przewrócę. - przerwałam Lysandrowi.
- Oczywiście. Będę jechał przodem.
- Umiesz jeździć tyłem? Ehh no ok.
Spokojnie ruszyłam na przód. Rzeczywiście całkiem dobrze mi teraz szło. Ale w pewnym momencie Lys potknął się o czerwoną czapkę. Oczywiście nie miałam jak wyhamować i runęłam prosto na niego.  Nasze twarze znów były blisko siebie. Zaledwie kilka milimetry. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Powoli zaczynaliśmy pokonywać drogę. Ale niestety szybko zeszłam z niego gdy usłyszałam nad sobą głos Kastiela.
- Widzę, że nie marnowaliście czasu. - powiedział Kastiel podnosząc znacząco jedną brew.
- Ty się lepiej martw o swoje dziecko. - powiedziałam rumieniąc się.



 Dzisiaj mieliśmy się wybrać na basen. Spakowałam kostium i ręcznik i wybrałam się w kierunku chłopaków. Niestety Veronica nie mogła dołączyć się, ponieważ zachorowała. Po niecałej godzinie spędzonej w bardzo sympatycznej atmosferze dotarliśmy na miejsce. Poszłam się przebrać a gdy wróciłam do chłopców ujrzałam jak się kłócą.
- Mówiłem ci, że nie nauczysz się pływać z samouczków w internecie. - mówił spokojnie Lysander.
- A skąd miałem to wiedzieć? - warknął Kastiel.
- Przecież mówiłem ci!
- Na prawdę? Myślałem, że znowu zapomniałeś.
- Ej, a może nauczymy go pływać? - dyskretnie puściłam oczko Lysandrowi.
- A wiesz, że to wcale nie taki zły pomysł? - zgodził się Lysander.
- Ale... Niech wam będzie. - odezwał się Kastiel. Razem podeszliśmy do basenu.
Oboje położyliśmy ręce na ramionach Kastiela.
- Dasz sobie radę. - odezwał się Lys.
- Dokładnie. - pokrzepiająco poklepałam go po plecach. - Teraz. - Drugą część zdania powiedziałam szeptem, aby tylko Lysander usłyszał.
Natychmiast oboje zepchnęliśmy Kastiela do wody. Oboje zaczęliśmy się śmiać. Nie potrwało to jednak długo, gdyż Lysander też mnie chciał wrzucić, lecz w ostatniej chwili złapałam go za nadgarstek i poleciał wraz ze mną. Spędziliśmy tak trzy godziny.  Uczyliśmy Kastiela pływać, nabijaliśmy się z niego, gdy próbował zaimponować blondynce siadzącej na leżaku, razem z Lysem podtapialiśmy się, robiliśmy wyścigi. Ogólnie świetnie się bawiliśmy. Teraz siedzieliśmy w samochodzie. Ja i Lys byliśmy zajęci rozmową, a Kastiel kierował nadąsany.
- To kiedy kolejna lekcja pływania? - zapytałam.
- Jak ma być taka jak dziś to może od razu lepiej mnie utopić. - warknął Kas.
- Jutro jedziemy na zakupy do centrum. - Lysander próbował zmienić temat.
- Niby po co? - Kastiel zaczął się uspokajać.
- Wiesz, patrząc na twój ubiór można by wywnioskować, iż w szafie masz same dresy. - powiedziałam.
- Ale przecież mam tamte kurtki, spodnie i te resztę.
- Tak, Alexy robił przegląd twojej szafy...
- Ten idiota już zmysły postradał...
- Ty nie masz gorzej. Mi tak samo grzebał, dobrze iż przyszłam w dobrym momencie, bo zabierał się już za twoją bieliznę... - nie zdążyłam dokończyć, bo poczułam ostry ból w okolicach czoła. Potem już widziałam czarne plamy a w następnej straciłam świadomość.

wtorek, 31 marca 2015

Rozdział 9


Na miejscu zastałyśmy zabieganego Alexa. Pokazał mi gdzie mam zostawić moje rzeczy. Razem z Veronicą przeszliśmy do sali biologicznej, którą teraz mieliśmy do dyspozycji. W środku siedzieli już Lysander i Kastiel. Przywitałam się i poprosiłam Veronicę aby upięła mi włosy. Zabrała się za to i po chwili miałam całkiem ładnego koka, z przodu wystawały poszczególne pasma włosów. Całość przewiązała czerwoną bandanką. Pogadaliśmy chwilę, ale zaraz potem wyszliśmy na scenę. Sala była całkiem ładnie wystrojona. Na ścianach zostały powieszone girlandy z sercami, w niektórych miejscach w wysokich wazonach stały róże w barwach czerwieni i różu, natomiast na stole umieszczonym w kącie,wypełnionym przekąskami, znajdowały się szklane wazony z tulipanami. Z środka sufitu do rogów rozciągały się fioletowo-różowe materiały zasłaniające cały sufit. Na parkiet było całkiem dużo miejsca. Zebrało się już całkiem dużo ludzi ubranych w różnokolorowe stroje. Scena nie była ustrojona, jedynie na instrumentach było widać gdzieniegdzie serduszka.
- To już przesada! - powiedzieliśmy prawie równocześnie z Kastielem.
- Ej, bo Roza będzie zawiedziona. - powiedział Lysander, któremu też nie przypadły do gustu ozdoby.
- Nie wiem jak wy, ale ja wyrzucam to. - powiedziałam. Chłopcy zaraz poszli w moje ślady.
- Idę się napić zaraz wrócę.
- Czekaj, pójdę z tobą. - powiedział z uśmiechem na twarzy.
Przeszliśmy przez tłum. Gdy nagle usłyszałam donośny głos.
- Royal Blood! - zaraz potem można było usłyszeć szepty.
Kilka osób do mnie podeszło i chciało mnie poznać, autograf lub po prostu się przywitało. Zdezorientowana jeszcze usłyszałam jak Lysander do nich mówi.
- Możecie ją zostawić? To jest ta sama Patricia! - po sali rozeszły się pomruki zdziwienia.
- Wielkie dzięki Lysander! - powiedziałam głosem ociekającym jadem i sarkazmem.
Szybko wybiegłam z sali, znalazłam się w najbliższej łazience. Osunęłam się i ukryłam twarz w dłoniach. Rodzice nie wiedzieli o tym, że gram, nie wiedzieli że byłam w zespole. Nie dowiedzieli się nawet gdy było głośno o mnie i zespole. Ale to nie był największy problem. Teraz to wszystko się rozniesie i będzie każdy o tym wiedział. Być może trafi nawet do gazet. Nie lubiłam być sławna, nie lubiłam gdy ktoś o mnie rozmawiał. Ale nie... teraz to będzie największa sensacja. Oczywiście nie uniknę także krytyki. Na koncert Evanescence, który nie wypalił, też się nie zgadzałam. Przekonał mnie Marcel. Gdy się teraz pojawiłam, owszem rozpoznali mnie, ale nie snuli by pomysłów, że to ja. No może byłyby plotki, że to mogłabym być ja ale dało by się ich zbyć. Wbrew pozorom nienawidzę być w centrum uwagi. Gdy się zorientowałam, siedziałam na podłodze z krwawiącą ręką w której były odłamki szkła. Nie zwracałam uwagi na ból, nawet nie interesował mnie. Miałam ochotę jak najszybciej się stąd wynieść. Co z tego, że mamy mieć koncert, szczerze teraz mam to w głębokim poważaniu. Postanowiłam wrócić tam i pokazać, że się tym nie przejmuję. Gdy wyszłam od razu dopadł mnie Lysander. Złapał mnie za ramiona i już miał coś powiedzieć, gdy mu przerwałam.
- Nie, ty nic nie mów i najlepiej będzie jak mnie puścisz. - powiedziałam z jadem w głosie.
- Ale...
- Idź, mamy występować przecież, nie? - zaczęłam spokojniej.
- Jasne, uff już myślałem...
- Nie, to że wystąpię nie znaczy, że nie jestem na ciebie zła.- ucięłam.
Doszliśmy już spokojnie, bez żadnego słowa. Tak samo było gdy zaczęliśmy grać. No może oprócz wiwatów tłumu.
Zaczęłam grać. Moje palce dokładnie pamiętały którą strunę, kiedy przycisnąć.

Teraz powiem ci, co dla ciebie zrobiłam
Wypłakałam 50 tysięcy łez
Krzycząc, oszukując i krwawiąc dla Ciebie
A ty wciąż mnie nie słyszysz
(Idę na dno)

Zatraciłam się w piosence, w dźwiękach gitary, która ożyła pod moimi palcami i w głosie Lysa. Słyszałam wszystkie uczucia, które powinnam w tej piosence, wkładał w śpiew nie tylko swój głos, ale również serce i duszę. Przestałam się przejmować i zaczęłam śpiewać razem z nim. Mimochodem zauważyłam, jak Alexy wyciąga swoje pałeczki i dołącza do gry w odpowiednim momencie.

Nie chcę twojej pomocy, tym razem sama się uratuję
Może obudzę się chociaż raz
Nie dręczona codziennym pokonywaniem przez ciebie
Kiedy tylko pomyślałam, że dosięgnęłam dna
Ponownie umieram.

Serce zabiło mi mocniej i poczułam się jakbym znalazła się na swoim miejscu. Dopiero teraz, kiedy po raz kolejny trzymałam w rękach gitarę zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo mi tego brakowało.

Idę na dno (idę na dno)
Topiąc się w tobie (topiąc się w tobie)
Upadam przez wieczność (upadając przez wieczność)
Muszę się przedrzeć
Idę na dno

Zmazuję i mieszam prawdę oraz kłamstwa
Więc nie wiem co jest prawdziwe, a co nie
Myśli w mojej głowie ciągle się plączą
Więc nie mogę już sobie ufać
Ponownie umieram.

Nagle wszystko powróciło. Złość na Lysandra. Nie mogłam się poddać już na początku. Przetrwam to a potem wrócę do domu. Stać mnie na to. Próbowałam się uspokoić aby nie psuć piosenki.

Idę na dno (idę na dno)
Topiąc się w tobie (topiąc się w tobie)
Upadam przez wieczność (upadając przez wieczność)
Muszę się przedrzeć
Ja

Więc chodź i krzycz
Krzycz na mnie, jestem tak daleko
Nie będę znowu załamana
Muszę odetchnąć, nie mogę wciąż iść na dno
Ponownie umieram.

Muzyka powoli mnie uspokoiła. Ukradkiem posyłałam spojrzenia chłopakom. Mimo pozorom Kastiel był moim oparciem. Nie rozumiem jak można mówić, że Kastiel jest pozbawiony uczuć? Może ma taką naturę a nie inną. Teraz posyłał mi wspierające spojrzenie.

Idę na dno (idę na dno)
Topiąc się w tobie (topiąc się w tobie)
Upadam przez wieczność (upadając przez wieczność)
Muszę się przedrzeć
Idę na dno (idę na dno)
Idę na dno (topiąc się w tobie)
Idę na dno 

Przez następne piosenki próbowałam zachować normalny ton głosu, w sumie całkiem dobrze mi to wychodziło. Ale wciąż nie rozumiem jak Lysander mógł się tak zachować. Był dla mnie bardzo bliskim przyjacielem, powinien się domyślić, że nie chcę aby ktoś wiedział. A może...  może my się w ogóle nie znamy. Może jesteśmy tylko koleżeństwem. Nie przyjaciółmi, a tym bardziej bliskimi. Cóż, po skończonym występie szybko wróciłam do domu. Pobiegłam do mojego pokoju i rzuciłam się na łóżko. Wyjęłam mój rysownik i postanowiłam zająć wolny czas rysowaniem. Naszkicowałam smutną osóbkę, siedzącą tyłem na huśtawce. Moje rysunki zawsze mają drugie dno...
-Elis, co się stało? - wdarł mi się do pokoju Kastiel.
- Jak?
- Jak ci nie pasuje mogę na ciebie wołać idiotka.
- Ehh, no w porządku.
- No to teraz chodź do braciszka i powiedz co się stało.- usiadł na moim łóżko a ja się do niego przysunęłam.
- Ludzie poznali mnie...
- Ale, że jesteś Patricia? Przecież nic w tym dziwnego.
- Nie, poznali że jestem Royal Blood.
- A ok już rozumiem.
- No więc Lysander powiedział im, że jestem Patricią.
- Już wiem w czym problem. Nie chcesz aby o tobie gadali? Nie martw się, jeśli spróbują powybijam im zęby. - powiedział z troską w głosie.
- Nie musisz, ale teraz mi trochę dokucza sumienie. Może Lys po prostu nie wiedział, może po prostu nie jesteśmy tak blisko jak myślałam - mówiłam z goryczą.
- Czy mi się wydaje, czy tęsknisz za nim?
- Masz rację… że ci się wydaje! – warknęłam i ruchem ręki wskazał drzwi. – Chcesz przez nie wyjść czy wylecieć?!
Kastiel obdarzył mnie troskliwym ale także zdenerwowanym uśmiechem, po czym wyszedł.
Pp chwili głośno zaburczało mi w brzuchu. Postanowiłam wyjść i coś zrobić na kolacje. W kuchni ujrzałam Lysandra męczącego się z gotowaniem. Po chwili zaczął kręcić łyżką, o mały włos nie wywalając zarówno produktów jak i całego naczynia.
- Ostrożnie.
Odruchowo chwyciłam dłoń białowłosego, w której trzymał łyżkę. Zdziwiłam tym tak siebie, jak i jego. W pierwszej chwili chciałam zabrać rękę, ale z drugiej strony, czy zrobiłam coś niewłaściwego? Chyba nie, a przynajmniej taką miałam nadzieję.
- Złap za brzeg miski.
Poinstruowałam Lysandra, który bez wahania spełnił moje polecenie. Bardziej absorbowałam go ręką dziewczyny, której nie zamierzałam zabrać z jego dłoni.
- I teraz mieszasz, tylko delikatnie.
Zaczęłam kierować jego dłonią, powoli łącząc ze sobą składniki. Przelotnie spojrzałam na Lysa, który za to przyglądał mi się przez cały czas.
- Co?
Zapytałam, nie wiedząc, o co może mu chodzić. Patrzył na mnie tak… nawet nie potrafię tego opisać, ale poczułam się dziwnie. W tej chwili do kuchni wszedł Kastiel z szerokim uśmiechem na twarzy. Pośpiesznie zabrałam dłonie i ułożyłam je na biodrach. Dopiero teraz zauważyłam co Kastiel trzyma na rękach. Był to mały króliczek, miał białą puchatą sierść z beżową plamką na oku. 
- Veronica prosiła abyś się nim zajęła. No już, bierz tego pchlarza ode mnie.
- Jaki pchlarz?! To jest najsłodsy królicek jakiego widziałem.- powiedział Lysander przypominając małe dziecko.
- Królisiu, nie zapomnij że masz posprzątać po sobie. - zwróciłam się do Lysa.
- Króliś? Żaaaal - powiedział Kastiel.
- A ty Mariolka - powiedziałam.
- Lepsze to niż króliś - wzruszył ramionami i poszedł.

czwartek, 26 marca 2015

??

Macie pomysł na ksywę dla Patricii, Kastiela i Lysandra?
Ja nie wiem jaką im dać, więc pytam was.
Przypominam, że rozdział może się nie pojawić w tą niedzielę

niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 8

- Nie Alexy, nie pójdę tam w sukience - powiedziałam.
- Chyba cię głowa boli myśląc, że pozwolę ci tam iść w garniturze - powiedziała Veronica.
- Po co ja z wami szłam na te zakupy? 
- A po co Lysander mało nie pobił każdego chłopaka, który chciał cię zaprosić? - zaczął Alexy
- Co zrobił?! - zapytałam
- Alexy! Następnym razem się w ogóle się nie odzywaj! To miała być tajemnica! - Veronica krzyczała na Alexego.
- I co z tego. Patricia idzie w sukience!
- Nie!
- Obiecuję ci iż zrobię wszystko tylko idź w sukience - powiedział Alexy patrząc na mnie jak kot ze Shreka.
- Patricia, wiem że nie cierpisz zakupów tak samo jak ja, ale czasem trzeba się ładnie ubrać. - powiedziała Veronica.
- Przecież ładnie wyglądam.
- To, że założysz czarne rurki, turkusową bluzkę i skórzaną ramoneskę nie oznacza, że będziesz się podobać chłopakom. - powiedziała Veronica
- Wcale nie muszę!
- Nie dyskutuj! Bal jest dzisiaj a ty i Veronica nie macie sukienek. A do tego dochodzi jeszcze strój na koncert, który musimy jeszcze dopracować - powiedział Alexy.
- Założę sukienkę... - Alexy i Veronica już się cieszyli- ... ale ja wybieram, a jeśli nie znajdę odpowiedniej to nie idę.
- Ale... - popatrzyłam na niego srogim wzrokiem - ... niech ci będzie.
Razem weszliśmy do pierwszego lepszego sklepu. Na wieszakach było wiele, przeróżnych sukienek. Chodziliśmy w poszukiwaniu odpowiedniej dla nas. W pewnym momencie Alexy podszedł do nas z kilkoma wieszakami.
- Zobacz jakie ładne. Może coś z tego wybierzesz - pokazał mi kilka sukienek.
Pierwsza jak i inne był zdecydowanie nie dla mnie. Czarny gorset wiązany z tyłu, pod nim można było dostrzec czarny wzory mierzące kilka centymetrów. Dalej można zauważyć brzoskwiniowy, delikatny materiał rozszerzający się ku dołowi. Ledwo zakrywała tyłek, nie podobał mi się taki fason. Następna była, no cóż, była stanowczo za długa. Cała czarna do kostek. Wokół obojczyka został umieszczony prześwitujący materiał. Wokół talii były złote wzory. Trzecia miała biały gorset obtoczony czarnym gipiurowym materiałem. Do tego zestawu była również biała, tiulowa spódnica. Ta ostatnia mi się troszkę podobała ale była wyjątkowo luźna. Przymierzyłam wszystkie trzy po czym Alexy z smutkiem na twarzy szukał kolejnych. W tym sklepie nie znaleźliśmy czegoś dobrego ale ja kupiłam czarne szpilki zapinane z tyłu na złoty suwak a Veronica czarne rajstopy. Weszliśmy do kolejnego. Tak jak poprzedni był wypełniony przeróżnymi sukienkami. W mojej głowie zrodziła się sukienka, która odpowiadałaby mi. Żadnej innej nie chciałam. Przeszliśmy już prawie całą galerię. Został już tylko ostatni sklep. Po drodze zdążyłam kupić kilka złotych bransoletek, czarne, delikatne rajstopy w czarne serduszka, Veronica zakupiła czarną, krótką sukienkę z złotymi łańcuszkami na ramionach. Ramiona jak i obojczyk miały wycięcie, które zostało podkreślone prześwitującym materiałem. Kupiła również czarne, zamszowe lity i kilka bransoletek natomiast Alexy zdążył wypatrzeć bordową muszkę dla Armina. Weszliśmy do ostatniego butiku a w moje oczy wpadła TA sukienka. Prosta, czarna, przed kolana. Pokryta czarną koronką. Może nie była jakoś absolutnie piękna ale mi się spodobała. Stałam już przy ladzie i płaciłam. Wszyscy razem z widoczną ulgą wynikającą z pomyślnych zakupów wróciliśmy do domów. Bordowowłosa wpadła do mojego domu tak jak się umówiłyśmy. Miałyśmy się w nim przebrać i umalować a potem z miejsca jechać do szkoły. W domu znajdowali się Kas i Lys. 
- To co robimy? Zostało nam cztery godziny. - zagadnęła Veronica.
- Może zaczniemy ćwiczyć? - powiedział Lysander uśmiechając się.
- Ja. Nie. Mam. Zamiaru. Niczego. Robić. - powiedział Kastiel leniwie leżąc na sofie.
- Ja jestem zmęczona, zdrzemnę się - powiedziała Veronica.
- A ty? - zapytałam Lysandra.
 - yyyy... nie wiem - powiedział.
- Chodź - wzięłam Lysandra za rękę do kuchni.
- Po co tu przyszliśmy?
- Zobaczysz.
Wyjęłam duży, wiklinowy kosz i spakowałam jedzenie do niego. Szliśmy w stronę parku. Przeszliśmy przez główną alejką, obok altany w żywopłocie była niewielkiej wielkości dziura. Z łatwością się przecisnęliśmy. Po drugiej stronie był piękny krajobraz. Staliśmy na dosyć dużej polanie pokrytej białym puchem, który w niektórych miejscach był całkiem roztopiony. Gdzieniegdzie wystawały małe przebiśniegi. Wyciągnęłam koc i położyłam na suchym podłożu. Usiedliśmy i zaczęliśmy pałaszować owoce z koszyka. Rozmawialiśmy o bardzo błahych sprawach. Czasem panowała cisza, ale nie była to jakaś uciążliwa, ale przyjemna. Można było powiedzieć, że rozumieliśmy się bez słów. Położyłam się na plecach i przymknęłam oczy. Poczułam delikatne smyranie za uchem. 
- Nie wiedziałem, że masz tatuaż.
- Zdaje ci się - powiedziałam szybko zakrywając go włosami.
Lysander nie dawał za wygraną. W końcu pokazałam mu go. Przedstawiał kilka ptaków. Dla mnie to był symbol wolności. Powoli trzeba było się zbierać. Veronica nieustannie próbowała się dodzwonić. Wróciliśmy do domu a od progu czekała na nas już w progu. Wskoczyłam pod prysznic w którym zażyłam krótką ale relaksującą kąpiel. Veronica czekała zniecierpliwiona przed toaletką. Ona była już gotowa. Kazała mi usiąść na pufie. Następnie zaczęła nakładać mi makijaż. Po około dziesięciu minutach dziewczyna skończyła. W lustrze ujrzałam całkiem ładną osóbkę. Białe włosy uczesane w grzywkę na bok. Na twarzy nie miałam mocnego makijażu. Jedynie cienką, czarną kreskę, pomalowane rzęsy a na ustach był różowy błyszczyk. Do torby spakowałam moją sukienkę i poszłam do garderoby ,, scenicznej'' urządzonej przez Alexego. Obok okna na biurku leżało poskładane ubranie. Składało się z białek jeansowej kurtki z czarnymi skórzanymi rękawami, czarnej koszulki z koronkowymi rękawami, czarnych szortów ze złotymi ćwiekami, czarnych rajstop ze wzorami i czarnych trampek ze złotymi elementami. Szybko się przebrałam i razem z Veronicą pojechaliśmy do szkoły
 




Patricia

Strój na koncert













 









Na bal


























Veronica





















Nie wiem czy będzie następny rozdział za tydzień. Jak wiecie kwiecień jest już bardzo blisko a ja muszę pouczyć trochę moją siostrę. Spróbuję coś napisać ale nie mam zbyt dużo czasu, a do tego dochodzi przedstawienie, które wystawiamy w języku obcym.

niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 7

Rano obudziło mnie głośne pukanie do drzwi, zaraz potem w progu ukazał się Lysander z wielką metalową tacą.
- Co to jest? - zapytałam ze zdziwieniem.
- Śniadanie - odpowiedział z uśmiechem na ustach.
- Ale ja nie zjem tyle.
- A chcesz się przekonać?
- Nie mam dzisiaj nastroju.
- To ja ci go poprawię.
- Czym?
- Niespodzianką. Jak nie zjesz to jej nie dostaniesz.
Podał mi tacę na której były 3 grzanki, dżem pomarańczowy i truskawkowy, sok pomarańczowy i wieloowocowy, płatki, jogurt naturalny, 2 rogaliki i 1 kawa.
- Zjem pod warunkiem, że mi pomożesz.
Lysander skinął głową i zabrał się za jedzenie grzanek z dżemem, natomiast ja zajadałam płatki z jogurtem, na koniec wypiłam kawę.
- Ty idź się ubrać a jak skończysz to będę czekał tutaj.
Podreptałam do garderoby, założyłam na siebie czarne rurki, szarą bluzkę z białym nadrukiem, czarne buty za kostkę i szarą czapkę. Wróciłam do mojego pokoju.
- Zasłoń oczy rękami. - posłusznie zrobiłam co kazał.
- Ok, złap mnie za rękę.
Lysander wyprowadził mnie z pokoju i poprowadził po schodach. Wkrótce zaprowadził mnie do pokoju. Pozwolił mi odsłonić oczy.
Moim oczom ukazał się pokój w barwach czerni i czerwieni. Na ścianach wisiały 4 duże ramy na zdjęcia. Trzy z nich przedstawiały zdjęcia z Lysandrem, Kastielem i Alexym. Na ścianach również wisiały przeróżne plakaty zespołów rockowych. W rogu stała czarna perkusja Alexa z napisem naszego zespołu, przed nią stały dwa stojaki na których były dwie gitary basowe, jedna była Kastiela a druga o specyficznym kształcie prawdopodobnie miała należeć do mnie. Na samym przodzie stały dwa czarne mikrofony. Z drugiej strony pokoju stała duża, czerwona kanapa i dwie pufy tego samego koloru. Przed nimi stał szklany, czarny stolik w kształcie gitary. Obok drzwi było przejście do pokoju obok który pełnił funkcję garderoby. W rogu była dosyć duża toaletka z ogromnym lustrem otoczonym mlecznymi lampkami. W jej półkach były umieszczone nowe kosmetyki które zwykle kupuję. W całym pokoju umieszczone zostały wieszaki z naszymi kreacjami na koncerty. Znów weszłam do pokoju w którym będziemy mieli próby.
- I jak ci się podoba? - zapytał Kastiel
- Jest super. Jak wy to tak szybko zrobiliście?
- Powiedzmy, że jestem mistrzem wnętrz. - powiedział Alexy
- Mieliśmy zamiar wziąść fachowca ale ten oto tu debil uwziął się, że on to wszystko zrobi. Załatwił wszystkie farby, meble i ubrania w pół dnia a potem wszystko zrobił a ja mu tylko trochę pomagałem. - powiedział Kastiel.
- Oj tam. A Patricia dzisiaj się zmieniasz kolor włosów. - powiedział Alexy
- Niby czemu? Mi się podobają.
- Dlatego, że masz już odrosty, które są już okropnie widoczne natomiast ja już kupiłem farbę twojego naturalnego koloru.
- Ale...
- Żadnego ale. Farbujesz na biel, lepiej ci było w tym. - powiedział Kastiel
- Ale ja tak nie uważam.
Kastiel wyciągnął telefon, szukał czegoś długo w nim a następnie mi go podał. Pokazał mi zdjęcie na którym byłam ja. Miałam wtedy piętnaście lat, śliczne i długie białe włosy, na zębach miałam aparat z białymi gumkami. Nie powiem, ładne wyglądałam, nawet z tym aparatem.
- Niech ci będzie. Kiedy zamierzasz robić mi te tortury? - zapytałam
- Jak chcesz możemy już zaczynać. - odpowiedział Alexy.
Poszliśmy do łazienki. Alexy kazał mi umyć włosy, następnie nałożył mi farbę na głowę. Po kilkunastu minutach miałam już zrobione włosy.
- To teraz tylko do fotografa i oprawiamy twoje zdjęcie.
- A nie możesz ty tego zrobić?
- Zabawiłem się w fryzjera i dekoratora wnętrz a fotografem zostać nie chcę.
- Ok, kto idzie ze mną? - zapytałam
- Ja się umówiłem z kimś - powiedział Kastiel.
- Ja idę się położyć, jestem wyczerpany. - powiedział Alexy
- A ja... - zaczął Lysander
- A ty idziesz ze mną.
- Ale... - nie pozwoliłam mu dokończyć, złapałam go za rękę i zaprowadziłam do drzwi.
Pośpiesznie założyliśmy kurtki i wyszliśmy na dwór. Postanowiliśmy przejść się. Rozmawialiśmy o jutrzejszym balu z okazji walentynek. Po kilku minutach wspaniałego spaceru w towarzystwie Lysandra, dotarliśmy do studia fotograficznego. Był to niewielki, mleczny budynek z białym szyldem. Weszliśmy do niego i załatwiliśmy co potrzeba i przeszliśmy do do cykania fotek. Kazaliśmy fotografowi powiększyć zdjęcia. Zapłaciłam i już mieliśmy wychodzić gdy:
- Patricia, ja zaraz wrócę.  Muszę coś załatwić.
- Ale masz zaraz przyjść.
Białowłosy wrócił do budynku w którym przed chwilą byliśmy. Po chwili przyszedł wkładając coś do kieszeni. Na dworze wciąż było pełno śniegu. Lysander skorzystał z okazji i rzucił ścieżką Patricię.
- Ej! Co ty robisz?
- Obiecałaś mi rewanż - po czym znowu rzucił mnie śnieżką.
Uciekłam w stronę pobliskiego lasu, gdzie chciałam ulepić kilka kulek zanim przyjdzie białowłosy. Nie miałam zbyt dużo czasu, Lysander szybko mnie dogonił. Rzucaliśmy się wzajemnie śnieżkami. Szczerze mówiąc rzucałam niecelnie natomiast Lysander wręcz przeciwnie. Wkrótce znów rzuciłam się w ucieczkę, lecz różnooki był równie szybki co ja. Ganialiśmy się po parku. Lysander złapał mnie i zabrał na swoje całkiem silne ręce.
- Puść mnie!
- Nie, idziemy na gorącą czekoladę. - powiedział uśmiechając się.
- Ale...
- Żadnego ale.
Poszliśmy, a raczej Lysander szedł, do kawiarni. Była urządzona w francuskim stylu. Wybraliśmy stolik i zajęliśmy miejsca. Następnie podeszła do nas kelnerka. Uśmiechała się do Lysandra na co on to odwzajemniał. Poczułam lekkie ukłucie w sercu. Sama nie wiem dlaczego.
- Co podać?
- 2 kubki gorącej czekolady - powiedział Lysander.
- Idziesz z kimś na bal? - zapytał.
- Nie, nikt mnie nie zaprosił - odpowiedziałam ze smutkiem.
- A może... poszłabyś ze mną... - powiedział niepewnie. - ... oczywiście jako przyjaciele.
Znów poczułam znajome mi już ukłucie. Czyżby Lysander mi się podobał? Nie. To na pewno jakaś mała fascynacja. Może to przez to, że spędzamy ze sobą dużo czasu? Nie wiem. Ale Lys nie był taki najgorszy. Był całkiem ładny, miał cudowny charakter... stop. Czemu ja tak o nim myślę? Postanowiłam dać sobie na razie spokój.
- Z chęcią z tobą pójdę - powiedziałam uśmiechając się. Lysander odwzajemnił uśmiech ukazując swoje śnieżne zęby.
Przez następne pół godziny rozmawialiśmy. Nie były to ciekawe tematy ale lepiej się poznawaliśmy. Następnie wróciliśmy do mojego domu i ćwiczyliśmy do samego wieczora.
                     




Dzisiejszy strój Patricii

























Nowa Gitara Patricii




 

niedziela, 8 marca 2015

Rozdział 6

Po mojej małej sprawie w łazience wyszłam z Lysandrem trochę potańczyć. Migoczące na przeróżne kolory światła cudownie oświetlały jego twarz. W sumie Lysander był bardzo przystojny. Zwykle nie oceniam po wyglądzie tylko po charakterze. Jest on tajemniczy, skryty ale myślę, chciałabym aby przede mną się otworzył. Z nim można się przyjaźnić, nie jest tak jak inni którzy czekają aby cię tylko zaliczyć. A do wyglądu... no cóż mówi sam za siebie. Z moich rozmyślań wyrwał mnie Lys.
- Halo? O czym tak myślisz?
- O niczym ciekawym - powiedziałam lekko się uśmiechając.
- Ale wiesz, że przez cały ten czas przyglądałaś mi się? Zaczynam się bać.
- Moim zdaniem nikt nie planuje mordu na głos.
- Ok zaczynam się ciebie bać - powiedział śmiejąc się.
- Co w tym śmiesznego, zastanawiam się czy nie lepiej by było dźgnąć cię nożem kuchennym czy od razu własnymi rękami udusić.
- To może ja... -  powiedział powoli wstając z sofy po czym rzucił się do ucieczki.
Pobiegłam za nim. Tańczący ludzie sprawiali nie małą przeszkodę. Goniłam go, byłam już blisko, gdy on się odwrócił a ja potykając się o własne nogi przewróciłam się na niego. Leżałam centralnie nad nim. Nasze twarze dzieliły zaledwie kilka milimetrów, wpatrywałam się w jego cudowne oczy, gdy usłyszałam dźwięk aparatu. Nie zdążyłam się zorientować kto zrobił nam zdjęcie lecz byłam pewna, że białe włosy mignęły mi przed oczami. Na pewno nie były one Lysa, ponieważ właśnie leże na nim... zaraz no właśnie leżę na nim! Szybko zeszłam lekko zarumienona z niego.
- Lysander, przepraszam przewróciłam się o własne nogi - powiedziałam zarumieniona.
- Nic się nie stało - odpowiedział lekko speszony.

 Dalej za wiele nie pamiętam. Wiem, że razem poszliśmy potańczyć, wygłupialiśmy się i na pewno dużo wypiliśmy. Około drugiej w nocy film mi się urwał. Rano obudziłam się z okropnym bólem głowy na kanapie w salonie, ludzie czasem na prawdę są obleśni, mogli by się pohamować i zamiast pieprzyć się w salonie poszliby gdzieś indziej. W salonie na podłodze porozrzucane były prezerwatywy, stłuczone butelki, paczki od chipsów. Po schodach schodził Kastiel, zapytałam się go jak było z Amber, on odpowiedział, że do tego nigdy by nie doszło, wyjaśniał iż to jest koszmar i na prawdę to się nie dzieje. Zaraz po nim zeszła blondynka w samej bieliźnie, która i tak dużo odsłaniała niż zakrywała. 
- Kastielku! To było fantastyczne, wiesz jak bardzo cię kocham? Już wiem jak nazwiemy nasze dzieci!
- Jakie dzieci?! - Kastiel na początku był opanowany ale gdy usłyszał o dzieciach już nie wytrzymał.
- No przecież nie zabezpieczaliśmy się - mówiła promieniejąc
-  Nie! To nie może być prawda!! - usiadł obok mnie- Wynoś się stąd! Już! - powiedział do Amber.
- Porozmawiamy jak ochłoniesz, pa. - poszła na górę ubrała się i wyszła z domu.
- Kastiel, jak się czujesz?
- A jak mam się czuć, ty nie będziesz miała dziecka z największą puszczalską dziewczyną! 
- Może to nie jest najlepsze rozwiązanie ale zawsze możesz go nie wychowywać tylko płacić alimenty, pieniędzy ci nie brakuje. Ale możesz też zostać z nią i opiekować się nim. Teraz się nie przejmuj się, dziecka jeszcze nie ma na świecie, jeszcze sporo czasu na rozmyślania. 
 - Nie wierzę, nie, nie. Musiałem się tak cholernie upić i do tego zrobić sobie dziecko z Amber. Nie z jakąś normalną dziewczyną tylko z Amber!- Kastiel starał się ochłonąć.
- Słyszałam, że Armin ma gdzieś na górze worek treningowy, idź sobie ulżyj.
Kastiel skinął głową i wściekły pobiegł na górę. Będę ciotką dziecka Amber. Może nie mamy najlepszych stosunków ale dla dziecka będzie trzeba się pogodzić. Amber niczym mi nie zawiniła no może dokuczaniem Veronice ale mi nic nie zrobiła. Może się zaprzyjaźnimy? Sama nie wiem. Ale zależy wszystko od Kastiela, zostanie z nią czy nie. Gdy nasz ojciec przekaże koronę najstarszemu z rodzeństwa, tym starszym jest Kastiel, on będzie musiał ją przyjąć i poślubić. Nie będzie schlebiać królowi nieślubne dziecko. Tak, właśnie na to wpadłam, Kastiel nie ma wyboru, musi zostać z Amber i ją poślubić. Jęknęłam cicho. A może Amber się zmieni? Może trzeba jej tylko pomóc się zmienić? Skoro na prawdę go kocha na pewno będzie się chciała zmienić aby on ją też pokochał.
- Wiesz, niektórzy mówią, że ja dużo rozmyślam a ja cały czas widzę cię zamyśloną. Teraz chodź i powiesz wujkowi Lysandrowi co cię tak martwi. - Lysander poklepał miejsce obok siebie na sofie a ja szybko się przysiadłam.
- Widziałeś wczoraj Amber i Kastiela? - Lys skinął głową - Więc oni będą mieli teraz dziecko i myślę, że skoro Amber kocha Kastiela to może będzie chciała się dla niego zmienić.
- Ale przecież może płacić alimenty na to dziecko.
- Ty wiesz jaką mamy rodzinę, nie może być tak jak mówisz. Nasi rodzice nie pozwolą na to.
- Racja, podoba mi się to w tobie.
- Ale co?
- Nie myślisz tylko o sobie tak jak inne dziewczyny.
 Mimowolnie uśmiechnęłam się. W sumie nie powinniśmy się tyle przejmować.
- Lysander za 2 dni mamy bal! 
- No tak a co w związku z tym?
- Zapomniałeś? Gramy koncert a my nie mamy nie mamy tych piosenek!
- Tak, już pamiętam. Myślę, że powinniśmy już się zbierać i napisać je.
Zabraliśmy swoje rzeczy i pojechaliśmy do domu Lysandra. Jego dom był w odcieniach bieli. Weszłam przez dębowe drzwi i zdjąłam buty. 
- Musi ci być niewygodnie w tych ciuchach, zaraz ci przyniosę ubrania Rozalii, na pewno się nie pogniewa.- Lysander poszedł na piętro po czym zaraz wrócił z ciuchami.
Przyniósł mi białą bokserkę, granatowy sweter, jeansy i białe trampki do kostek.
- To wszystko na mnie jest za duże, widzisz jak to na mnie wisi?
- Widziałam jaka Roza jest chuda ale jak można być takim chudym? 
- Nie twoja sprawa - pokazałam mu język
- Zobaczysz jutro będziesz miała porządne śniadanie
- Ale o co chodzi?
- O nic ważnego.
 Lysander zaprowadził mnie do swojego pokoju. Otworzyłam mój szkicownik i szukałam czegoś co by się nadało. Po chwili pomysł sam przyszedł mi do głowy, wyjęłam niezapisaną kartkę i chciałam zapisać ale nie miałam długopisu.
- Lysander, wymyśliłam coś, podaj mi długopis.

Szybko podał mi go a ja zapisałam go. Do głowy przychodziło mi wiele pomysłów z czego większość odrzuciłam. Lysander przez cały czas we mnie się wpatrywał co trochę mnie rozpraszało. Parę razy wychodził aby przynosić mi coś do picia. Po paru godzinach moje dzieło było gotowe. Pokazałam je białowłosemu.
- Podoba mi się, ale coś bym jeszcze dodał... Już wiem, nie sądzisz, że gdy będziemy na scenie to raczej cały tekst będziesz musiała zaśpiewać sama?- napisał coś na kartce- Tutaj dopisałem gdzie mógłbym zaśpiewać chórki, zaznaczyłem je w nawiasach. - podał mi kartkę.

Teraz powiem ci, co dla ciebie zrobiłam
Wypłakałam 50 tysięcy łez
Krzycząc, oszukując i krwawiąc dla Ciebie
A ty wciąż mnie nie słyszysz
(Idę na dno)
Nie chcę twojej pomocy, tym razem sama się uratuję
Może obudzę się chociaż raz
Nie dręczona codziennym pokonywaniem przez ciebie
Kiedy tylko pomyślałam, że dosięgnęłam dna
Ponownie umieram

Idę na dno (idę na dno)
Topiąc się w tobie (topiąc się w tobie)
Upadam przez wieczność (upadając przez wieczność)
Muszę się przedrzeć
Idę na dno

Zmazuję i mieszam prawdę oraz kłamstwa
Więc nie wiem co jest prawdziwe, a co nie
Myśli w mojej głowie ciągle się plączą
Więc nie mogę już sobie ufać
Ponownie umieram

Idę na dno (idę na dno)
Topiąc się w tobie (topiąc się w tobie)
Upadam przez wieczność (upadając przez wieczność)
Muszę się przedrzeć
Ja

Więc chodź i krzycz
Krzycz na mnie, jestem tak daleko
Nie będę znowu załamana
Muszę odetchnąć, nie mogę wciąż iść na dno
Ponownie umieram

Idę na dno (idę na dno)
Topiąc się w tobie (topiąc się w tobie)
Upadam przez wieczność (upadając przez wieczność)
Muszę się przedrzeć
Idę na dno (idę na dno)
Idę na dno (topiąc się w tobie)
Idę na dno 


- Tak masz rację. A masz pomysł na muzykę?
- Może na początku będzie mocne brzmienie gitary, a gdy zaczniesz śpiewać od wersu ,, Nie chcę twojej pomocy, sama się ratuję'' dołączy perkusja?
- Tak, to dobry pomysł i tak zostawić nie?
- Nie, brakuje jeszcze kogoś kto grałby razem z Kastielem na gitarze. Ta piosenka będzie wtedy lepsza.
- I ja mam zagrać? 
- No proszę zgódź się, wiem że Kastiel ciebie wszystkiego nauczył i umiesz. Zrobić co tylko zechcesz.
- Chcę abyś dał mi spokój. A poza tym to ja nie mam gitary a Kastiel mi nie użyczy.
 - Jeszcze się zobaczy. Musimy przećwiczyć resztę tekstów.
Ćwiczyliśmy do wieczora. Lysander miał bardzo piękny głos. 
- Na dzisiaj już koniec, jutro się zbieramy i ćwiczymy razem z Kastielem i Alexym.
- A co z drugą piosenką? Mieliśmy napisać dwie.
- Napiszę drugą sam, ok? Sama napisałaś pierwszą to ja też muszę pokazać na co mnie stać.


Ubranie Rozalii 









niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 5

Weszłam do garderoby i zastanawiałam się w co się ubrać. Postanowiłam założyć krótką, białą koszulkę bez rękawów do pępka, czarne, poszarpane szorty, takiego samego koloru rajstopy, czerwone lity i czarną, skórzaną kurtkę. W tym zestawie wyglądałam cudownie, ahh ta moja skromność. Szybko zabrałam małą, czarną torebkę z kokardką i wróciłam do pokoju. Zastałam tam Lysandra czytającego mój szkicownik. Wyrwałam mu go z rąk i odłożyłam w bezpieczne miejsce.
- ,, Nienawidzę kiedy ludzie mówią mi : Spróbuj o tym nie myśleć. Niesamowicie mnie to wkurwia, mam ochotę wtedy wbić im nóż w udo i spytać : Boli? Spróbuj o tym nie myśleć". Świetnie to opisałaś, musiałaś być wtedy na prawdę wściekła. Patricia, co się stało? - powiedział widząc moją twarz ogarniająca złość
- Napisałam to wtedy gdy odeszła najbliższa mi osoba, nie czytaj więcej tego, w tym jest więcej sensu niż myślisz i tak samo w reszcie! Następnym razem pożałujesz, nie dotyka się moich rzeczy! - wykrzyczałam nie mogąc się opanować. Lysander próbował mnie uspokoić lecz widocznie nie udawało mu się. - Chcesz skończyć jak Kastiel?
- Co mu zrobiłaś? - zapytał z nie ukrywając zdziwienia.
- Spytaj się go.
Następnie usiadłam przed toaletką i zaczęłam malować paznokcie na krwistą czerwień. Umalowałam się. Jechaliśmy już od jakiś kilku minut. Droga od nas była długa.
- Patricia, ja chciałem cię przeprosić teraz wiem, że nie powinienem - powiedział z nutką skruchy w głosie.
Teraz zaczęłam zastanawiać się nad moim wybuchem złości. Nie mogłam opanować emocji, w ten dzień każdy mnie pocieszał. Wszyscy robili to z grzeczności. Jedynie rodzice na prawdę załamali się jego śmiercią, ale już dwa tygodnie później znowu wyjechali. Ja powinnam przeprosić Lysa za moje krzyki. Pamiętam kiedy z Kastielem była taka sama sytuacja, ale z nim było o wiele gorzej i skończyło się w szpitalu. Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. Porozmawialiśmy o błahych rzeczach, o najbliższym koncercie, wymyśliliśmy, że tydzień po balu zabierzemy się paczką do pobliskiego aquaparku. Gdy dojechaliśmy na miejsce widać było, że impreza nie dawno się rozkręciła. Weszliśmy do domu bliźniaków, w progu poczuliśmy mocny zapach alkoholu. Zaraz potem podszedł do mnie mój brat.
- Cześć piękna, może się kiedyś umówimy? - zapytał
- Pojebało cię do reszty?
- Uuu zgrywasz niedostępną, lubię takie.
- Ale ja mam już chłopaka - powiedziałam rozumiejąc, że do wstawionego Kastiela nie dotrze wiadomość, że jesteśmy rodzeństwem.
- Nie wierzę, co może ten pedał co stoi za tobą? - zapytał z drwiącym uśmiechem.
- Tak, właśnie to on - złapałam Lysandra za rękę i dałam mu buziaka w policzek na co on się zarumienił.
Czerwonowłosy odszedł zrezygnowany a ja przeprosiłam Lysandra za całą tą sytuację.
- Sory, musiałam coś zrobić aby się odczepił.
- Nic nie szkodzi, Kastiel jest w swoim żywiole. Patrz teraz zarywa do Amber - powiedział wskazując na blondynkę uwieszoną na jego ramieniu.
- Nie zamierzam się dowiedzieć co zrobi Kastiel gdy obudzi się rano z Amber w łóżku.
- Miejmy nadzieję, że obejdzie się bez ofiar.
Oboje się zaśmialiśmy i usiedliśmy na kanapie. Lysander poszedł po napoje a ja zostałam sama lecz nie na długo. Zaraz po tym dosiadł się Alexy.
- Widzę, że jednak przyszłaś.
- Tak się złożyło - uśmiechnęłam się lekko.
- Wiesz, musisz ze mną zatańczyć.
- A jeśli nie chcę?
- Idziesz dobrowolnie albo zmuszę cię siłą. - pokręciłam głową na znak, że się nie zgadzam. - Sama tego chciałaś - na jego twarzy pojawił się wielki banan po czym zaczął mnie łaskotać.
- Alexy, ja nie mam łaskotek.
- Alexy, co ty robisz!? Nie obmacuj Patricii! - krzyknął Armin.
- Ale ja ją tylko łaskocze, wiesz przecież iż ja nie gustuje w dziewczynach. Szczególnie w tych które nie mają łaskotek.
- Jak to nie ma? Musi mieć. Przytrzymaj ją, nie widzisz że chce ucieć.
Chłopacy zaczęli mnie łaskotać a ja nadal zostałam nieugięta. Nic a nic mnie nie łaskotało. Po chwili z tłumi bawiących się nastolatków wyłoniła się Rozalia.
- Alexy! Armin! Nie molestujcie jej! Ej, zaraz to przecież Patricia.
Chłopacy jak na rozkaz przestali. Następnie Rozalia zaprowadziła mnie na pogawędkę, a może raczej przesłuchanie.
- Ładnie dziś wyglądasz. Gdzie kupiłaś te spodenki? Muszę mieć identyczne! Masz trochę nie równą kreskę, następnym razem przyjdź do mnie to cię umaluję. Wybrałaś zły kolor cieniu do powiek powinnaś mocniej się malować. Myślę, że wtedy bardziej uwydatnisz swoje oczy.
- Wolę mieć ten makijaż, który mam na sobie niż ten twój tynk na twarzy.
- Zobacz ten różowy lakier z essie jest fantastyczny - mówiła dalej nie zrażona moją uwagą.
- Tak to bardzo ciekawe, ale niestety muszę odpuścić sobie tą jakże interesującą rozmowę.
- Nic nie szkodzi, później cię znajdę!
Uciekłam jak najdalej od Rozalii i znalazłam się w kuchni, która teraz pełniła funkcję barku. Nalałam sobie mojito i poszłam tańczyć na parkiecie. Tańczyłam w rytm muzyki, zaraz po tym przyłączył się do mnie Armin.
Razem wygłupialiśmy się przez kilka następnych piosenek, gdy nagle muzyka ucichła a mnie ktoś złapał za rękę i zaciągnął do tyłu. Zaprowadził mnie do pokoju obok. Tym kimś był Alexy.
- Kastiel chce wystąpić na scenie. - zaczął
- I jaki jest problem?
- Nie widzisz, że jest kompletni pijany?
- Skoro chce to niech idzie, czekaj tylko włączę aparat. Już możesz go wypuścić.
Kastiel wszedł na schody z lekko zażyganym mopem w ręku. Z głośników poleciała muzyka i Kastiel zaczął śpiewać.
- Yeeeaaaa! Wszystkie ręce w górę!!! Wlazł kotek na młotek !!
Kastiel śpiewał dalej a na końcu po prostu pocałował mopa. Był to długi, namiętny pocałunek. Zebrało mi się na wymiociny. Szybko pobiegłam do najbliższej łazienki i wyrzuciłam to z siebie. W trakcie mojego "wypróżniania się" Lysander przyszedł i potrzymał mi włosy. 


Dzisiejszy strój Patiricii




















  
Myślę, że rozdziały będę dodawać co tydzień w niedzielę ale ostrzegam, czasem mogą być nawet w poniedziałki. Ostatnio mam sporo nauki a czasu niewiele.
















niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 4 cz. 2

Dotarłam do mojego celu. Byłam już w parku. Odwróciłam  się i zobaczyłam krzyczącego Louisa.
- Było nieźle, ale wciąż nie jestem przekonany!
Uśmiechnęłam się i ruszyłam przed siebie. Ujrzałam na ławce znajomą mi osobę. Podbiegłam, skoczyłam na oparcie ławki i usiadłam. Przestraszyłam tym siedzącego obok Lysandra piszącego w swoim notatniku.
- Cześć - odezwał się.
- Hej, czego tutaj siedzisz? 
- Nie mam ochoty rozmawiać.
- Ejj czemu? - wzięłam go za podbródek aby popatrzył w moje oczy. - Czemu jesteś smutny?
- Ale ja nie jestem smutny...  Ojj już nie patrz tak na mnie, przejdziemy się gdzieś?-  wyznał Lysander widząc nieugięty wzrok Patricii.
- Pod jednym warunkiem,masz się uśmiechnąć - dla zachęty uśmiechnęłam się lekko a on to odwzajemnił.
 Postanowiliśmy się wybrać na spacer, po mimo późnej pory świetnie nam się rozmawiało. Noc była bardzo chłodna.
- Do naszego koncertu jeszcze dwa tygodnie, wiesz co możemy zagrać? Mamy mieć najmniej 4 piosenki ale z racji tego, że są walentynki musimy zagrać romantyczne piosenki.
- Wiesz, mam kilka tekstów których nie użyłam w Evanescence, może nadałyby się?
- Byłoby świetnie! Mam też pomysł aby potem zagrać kilka naszych piosenek, zgadzasz się?
- Oczywiście, ale może napiszemy jakiś nowy tekst te stare są już oklepane. Dawno nie napisałeś nowej piosenki.
 - Skąd wiesz?
- Kastiel lubi sobie ponarzekać. Może ci pomóc?
- W porządku, może pójdziemy do ciebie? Przejrzę teksty które zaproponowałaś.
Przytaknęłam mu i zawróciliśmy do mojego domu. Szliśmy rozmawiając o pomysłach na nową piosenkę. Dom nie był zbyt daleko więc po kilku minutach dotarliśmy. Otworzyłam drzwi za pomocą klucza i weszłam do pokoju. Podreptałam na górę do swojego pokoju i otworzyłam szufladę białej komody. Wewnątrz leżały różnego koloru kostki do gry, w stertach papierów znajdowały się różne papiery. Zawierały teksty piosenek, pomysły, scenografia, trasa koncertowa naszego zespołu. Znalazłam duży czarny segregator, posiadał twardą okładkę na której widniały moje inicjały. Miałam w nim mnóstwo rzeczy. Był jak mój pamiętnik, zawierał teksty piosenek, zawsze na następnej stronie był rysunek który inspirował mnie do napisania,moje własne myśli, poszczególne dni które opisywałam zawierały moje emocje, słowa, nowe techniki parkour'u. Wyjęłam z niego trzy teksty. Podałam Lysandrowi i odłożyłam zeszyt na łóżko na którym usiedliśmy. Czekałam na opinię Lysa, uważnie obserwowałam jego twarz z której nic nie wyczytałam. Dałam mu trzy teksty, Bring Me To Life, What Could Have Been Love, i Love Me Like A Bird Dog.
- Są dobre, na pewno zgadzasz się abyśmy użyli tych tekstów?
- No oczywiście. 
- A właśnie zapomniałem, chciałem ciebie dzisiaj zabrać na imprezę u Armina i Alexego, jest 21.30 na pewno się jeszcze nie skończyła. - powiedział uśmiechając się lekko.