wiem, miło? Nie coś więcej niż miło ale nie jestem w stanie tego opisać. Nie narzucał się ze swoją propozycją, ale zamiast tego pocieszył mnie, polubiłam Lysandra jeszcze bardziej niż wcześniej. Ale dosyć tych rozmyślań. Pora się ubrać. Wykąpałam się, umalowałam i nałożyłam na siebie czarną bluzę z nadrukiem, białe legginsy z czarnymi wzorami i czarne sneakersy z złotymi elementami. Zeszłam na dół i usłyszałam, że Lys woła mnie abym wyszła na dwór. Nie byłam głodna więc szybko ubrałam szarą czapkę, biały szaliki i beżowy płaszczyk. Wyszłam na dwór. Dzisiejszego dnia śnieg był wszędzie, na każdej gałązce i kamieniu tkwił biały puch. Lysander czekał przed moim domem klaszcząc na mnie żebym się pospieszyła. Roześmiałam się patrząc na jego włosy, na których osiadały małe diamenciki lodu, po czym wzięłam garść śniegu i ulepiłam z niego coś, co w moim zamiarze miało wyglądać jak kulka. Cisnęłam w Lysandra śnieżynką, która chybiła trafiła w pień. Zaczęliśmy się nawzajem obrzucać śnieżnymi pociskami, co niewątpliwie nie posłużyło moim włosom.
- Lyys! Proszę przestań! Nie mam humoru - powiedziałam
- No ale... pobaw się trochę ze mną - powiedział robiąc oczy kota ze shreka
Znowu zaczęła się wojna na śnieżynki i poczułam, że mam prawdziwego przyjaciela! Po kwadransie oboje opadliśmy na śnieg i tuż koło siebie zrobiliśmy dwa „anioły”. Efekt był oszałamiający. Zapamiętam ten dzień do końca życia, jeden z tych lepszych dni.Dwoje nastolatków, którzy stoją w samym środku anioła odbitego na śniegu i uparcie wpatrują się w siebie, jakby to im wystarczyło. Bez żadnych słów, bez żadnych gestów… tylko ten przenikliwy wzrok w zupełności wystarczył, aby wejrzeć w duszę drugiego człowieka. Za plecami ulepiłam średniej wielkości kulkę i wytarłam ją we włosy Lysandra.
- Ok., wycofuję się, ale jutro chcę cię tu widzieć o tej samej porze! – powiedział oficjalnie, a ja przytaknęłam.- Rewanż?
- Jasne! Nie wybaczę ci tego – zza kołnierza płaszcza wyjął moją niedoszłą śnieżynką.
- Chodź – wziął mnie pod ramię. Chodź, pójdziemy na gorącą czekoladę – wziął mnie pod ramię.
* Lysander*
Siedzieliśmy w kawiarni. Patricia poszła złożyć zamówienie a ja rozmyślałem nad słowami Kastiela. Był pewny, że zakochałem się w niej. Bo co mogłoby się mu w niej spodobać?! – Wielkie czarne oczy, ciemne długie włosy, zgrabna sylwetka, onieśmielający uśmiech odsłaniający rządki białych zębów, twardy ale również czasem miły charakter. No nie podoba mi się.Jest dla mnie przyjaciółką i tak zostanie.
- Lysander? Halo? Jesteś tam? - powiedziała wymachując mi ręką przed oczami.
- Hmm... A tak jestem, jestem.
- W porządku. Przemyślałam waszą propozycję i postanowiłam dołączyć do was.
- Ale jeśli nie chcesz to nie.
- Lys, powinnam przestać żyć przeszłością.
- Nie wiesz jak bardzo się cieszę. - powiedziałem, byłem na prawdę szczęśliwy, że postanowiła dołączyć.
- Kiedy jest najbliższy koncert?
- Za dwa tygodnie, na balu.
- W Walentynki? Jest bal?
- No tak, nie wiedziałaś?
- Niestety, a teraz przez was muszę na niego iść, no cóż będę musiała pójść sama.
- Na pewno ktoś cię zaprosi.
Porozmawialiśmy jeszcze trochę ale w końcu musieliśmy wrócić do domu. Nie powiem, że był to fajny dzień ponieważ był to najlepszy dzień w moim życiu.
Dzisiejszy strój Patricii
Następny rozdział pojawi się w poniedziałek lub wtorek :P
Zero błędów jak na moje oko. Bitwa śnieżna najbardziej przypadła do gustu :D.
OdpowiedzUsuń